Oto niezwykle wzruszająca historia daru królowej Juliany dla Holendrów, którzy stracili dobytek w czasie wielkiej powodzi w 1953 r. Tym pięknym darem była drewniana kołyska, podarowana Julianie przez polski rząd w czasie jej pobytu w Polsce w 1937 r. Ówczesna następczyni holenderskiego tronu przyjechała do Krynicy w ramach podróży poślubnej, o czym piszemy w artykule Królewskie wizyty.
1953/1954
Jest luty 1953 r. Uciekając przed wodą Anna i Leen bij de Vaate z Zelandii chronią się wraz z trójką małych dzieci u zaprzyjaźnionej, znanej im tylko z listów rodziny den Bosch, mieszkającej w Val koło Zierikzee. Najmłodsze z dzieci, córeczka Joke, ma zaledwie półtora miesiąca. Po przybyciu do Val państwo bij de Vaate mogą wybrać sobie w ratuszu zgromadzone tam przedmioty ofiarowane powodzianom. Uwagę Anny przykuwa pewna kołyska.
„Moje oczy spoczęły na kołysce, choć może nie tyle na kołysce, co na wełnianym kocyku, który w niej leżał. Piękniejszym niż kiedykolwiek widziałam. Naprawdę bardzo mi się spodobał. Pani Hosang, żona burmistrza, podeszła by spytać, czy mam dziecko. Tak, sześciotygodniowe. Wtedy powiedziała mi, że łóżeczko zostało ofiarowane przez królową Julianę Czerwonemu Krzyżowi i tak trafiło do ratusza” – wspomina Anna w relacji przedstawionej w pewnej gazecie.
Mała Joke w kołysce Juliany
Kobieta musiała zabrać je w ciągu godziny, a rodzina, u której się zatrzymała, była niezwykle dumna z tego, że w jej domu stała królewska kołyska. Wracając do Zelandii małżeństwo bij de Vaate zabrało ją z sobą, a po małej Joke sypiało w niej jeszcze dwoje dzieci.
Anna z dziećmi Keesem i Jannie, w kołysce – Joke, 1953
22 czerwca 1954 r. Anna mogła osobiście podziękować królowej Julianie, która tego dnia składała wizytę w barakach, w których mieszkali powodzianie. Dziękowała monarchini z Joke na ręku, trzymając także zdjęcie łóżeczka.
Anna dziękuje królowej Julianie
„Lokalna gazeta napisała, że rozmawiałam z królową bardzo śmiało, gdyby tylko wiedziała, ile zachodu to kosztowało” – wspomina Anna. Aby uzyskać prawo rozmowy z królową, musiała prosić o to policję, burmistrza i przedstawiciela Juliany, a potem została pouczona, co wolno jej powiedzieć, a czego nie.
Po latach
Gdy Joke dorosła, dostała kołyskę od matki, po czym wspomniała o niej w czasie wizyty w pałacu Het Loo, który do 1975 r. był letnią rezydencją holenderskich monarchów, a potem został przekształcony w muzeum. Muzeum zainteresowało się łóżeczkiem i poprosiło o oddanie go w depozyt, po czym ustaliło pochodzenie kołyski. I tu pojawił się polski trop. Okazało się bowiem, że łóżeczko zostało wyprodukowane w Polsce i ofiarowane przez polski rząd Julianie w czasie jej pobytu w Krynicy w 1937 r. Projekt kołyski inspirowany jest polską sztuką ludową, a jej wykonawcami byli dyplomowani przedwojenni artyści polscy działający w Warszawie: Jan Bogusławski (projekt), Spółdzielnia Artystów Plastyków ŁAD (tkanina z jedwabiu), firma Inicjatywy (szycie), Stanislaw Sikora (rzeźby).
W 2013 r. kołyska została pokazana na wystawie w Watersnoodmuseum w Ouwerkerk, które jest poświęcone powodzi z 1953 r. Trafiła tam do grona eksponatów stanowiących dary dla powodzian z 1953 r.
Kołyska na wystawie w Waternoodsmuseum, 2013
Opis z 1937 r.
Kołyska składa się z miski umieszczonej na czterech nogach z drzewa klonowego, a te z kolei usytuowane są na podstawie ozdobionej motywem łap, wykonanej z dębu. Kołyska posiada baldachim z jedwabiu, umocowanego u góry na obręczy z klonu ozdobionej rzeźbami gołębi. W wyposażeniu znajduje się płócienna poduszka, poszewka i narzutka zdobiona haftem oraz białe prześcieradło.
Ważna informacja:
W artykule wykorzystano informacje, materiał prasowy oraz zdjęcia (archiwalne i współczesne) nadesłane przez Watersnoodmuseum w Ouwerkerk, za co serdecznie dziękujemy pani Carlien Besling.
Wyrazy wdzięczności należą się także Josinie van Splunder z Zelandii, która zainteresowała nas tą historią.
Renata Głuszek
Źródło: Waternoodsmuseum, 4305 RJ, Ouderkerk, Weg van de Buitenlandse Pers 5
Urodziłam się w 1938r, a mój ojciec zginął na wojnie w 1939r. Z dzieciństwa, a potem również z życia dorosłego, najlepiej pamiętam, jak mama na pytania dzieci o ojca, opowiadała, że robił kołyskę dla księżniczki holenderskiej. Był “dyplomowanym” stolarzem i pracował w firmie, która wykonywała zlecenie. Byliśmy dumni z jego pracy, ta pamięć przetrwała. Nie ma własnej mogiły, ale pozostał po nim w świecie ślad. Cieszę się z synem i wnukami, że ta bajkowa opowieść mamy o moim ojcu urealniła się.
Szanowna Pani, jest nam niezmiernie miło, że naszym artykułem przybliżyliśmy dzieło Pani Ojca. Pozdrawiamy serdecznie!